Czy widzieliście holowane duże pstrągi po drugiej stronie jeziora, które w swej ilości, skokach i tańcach na ogonie przypominały wzbijające się do lotu wodne ptaki? Udało się nam być w samym środku takiego „stada ptaków”. Co więcej – nasze serca zachowują się jak one.
Po wycisku, który zafundowała nam pogoda, niełatwym łowieniu choć jak zwykle zauroczeni Patagonią żegnaliśmy kompanów na lotnisku z ciężkim sercem. Żal zawsze się rozstawać ze sprawdzonymi kompanami, przyjaciółmi od lat – w doli i niedoli tych naszych podróży z wędką. Z niejednym problemem wspólnymi siłami sobie radziliśmy i niejedna radość była wspólnie dzielona. Również niejeden indywidualny sukces był dzielony pośród wszystkich, choć gdzieś tam pewnie dreszcze zazdrości też dawały o sobie znać. Wprawieni w patagońskich bojach „zaginieni chłopcy” wracali do domu.
Kolejna grupa miała się zmierzyć znów z mało gościnną w tym roku pogodą i rybami, których część została jednak przez nas przećwiczona. Brak wędkarskiego doświadczenia na gruncie patagońskim i niepokoił i napełniał nadzieją.
Niepokoił bo Patagonii będą się musieli nauczyć, przestroić z realiów polskich (dobrze, że w tą stronę, nie przeciwną). Najważniejsze jednak by potrafili znów uwierzyć. By pływające w ich głowach pstrągi wielokrotnie od dziecięcych lat, które przepłoszyły powtarzające się w Polsce porażki, znów wróciły na swoje miejsca – w głębokie zakręty, podmyte burty i pod zwalone kłody wiary i wędkarskiej nadziei. By umieli uwierzyć i łowić jak w marzeniach a nie odwracać się na pięcie od klasycznych miejscówek – „bo to zbyt piękne by prawdziwie stał tam pstrąg; zbyt piękne by ten pstrąg co tam być może stoi wziął; bo to zbyt piękne by było takie proste”. Wielu popada w pułapkę przekombinowania – bawi się w „pedałki” gdy wystarczy wielki streamer pociągnięty wzdłuż patyka; bawi się w drop-shoty kiedy najlepiej biorą na zwykłe wahadło. Choć nie zawsze jest rzeczywiście tak prosto.
I tu pojawia się nadzieja – że nieskażeni naleciałościami z lat poprzednich wymyślą coś nowego. Wykombinują jak złowić te ryby, które jednak coś tam już widziały i po zębach dostały. Nadzieja, że przeżyją przygodę życia. Nadzieja, że mimo tegorocznej srogiej aury docenią prawdziwy urok Patagonii. Nadzieja, że po powrocie do domowych pieleszy ich wspomnienia i serca wielokrotnie będą się zrywać do lotu jak… startujące ptaki!
Więcej w relacji.
galeria NEW !!!