Dzień czwarty
Po cześć naszej ekipy przylatuje helikopter. Robi się trochę smutno. Zostaje nas tylko czterech.
Ulegam namowom Saszy biorę lekki spinning i małe przeciążone obrotówki. Woda ciągle przybiera
Zatrzymuje się nad niewielkim dopływem. Czuję, że może się coś wydarzyć. Potwierdza się. Gdy błystka odrywa się od dna czuję uderzenie. Ryba muruje pomaga jej w tym silny prąd wody. Bardzo powoli słabnie. Po około 3-4 min widzę czarny kształt jest….. ale kaban. Z trudem obejmuje go w karku. Samiec 52 cm a więc wreszcie ponad 50 cm.
Z tej samej głębiny odławiam jeszcze kilka mniejszych są niesamowicie grube. W żołądku maja mnóstwo domkowych chruścików- dobra wskazówka. Wracamy do obozu. Droga powrotna jest drogą przez mękę. Mokradła , trawa do pasa…. Jakbym był.. w tajdze….
Woda szybko się podnosi trudno jest przejść niektóre dopływy. Dzień zaliczam do udanych. Oprócz nas, chłopaki połowili nie specjalnie.
Dzień piąty
Woda staje się coraz głębsza. Ciągle pada, wszystkie rzeczy są mokre ale ja suchy. Dopiero w takich warunkach człowiek docenia dobre wyposażenie. Moja oddychająca kurtka do brodzenia Vision extreme spisuje się znakomicie. Spodnie polarowe Loop na szelkach zakrywają mi plecy czuję się lekko i sucho. Sprawdzają się jako świetny izolator w czasie brodzenia jak i przy siedzeniu przy ognisku Na to naprawdę nie można żałować. Nie wiadomo gdzie szukać ryb. Pojawiają się typowo łososiowe miejscówki, ale ryb nie widać. Wolodia ma silne branie na swoją wędkę bez kołowrotka, ryba szaleje- to łosoś. Niestety ryba łamie delikatną wędkę i odpływa ze spławikiem. Widzę jak wyskakuje i stara się pozbyć przynęty. A u mnie nic
Biorę muchówkę znajduje ładny zakręt zaczynam łowić lipienie. Znalazłem na nie metodę, jest nią ciemna nimfa monstrualnej wielkości. Jeden drugi trzeci…….